Pewnego wieczora powstała sobie pierogowa rybcia... bladziucha, bezimienna... Zagadałam do niej... To nie rybcia, tylko rybek... Skarżył się strasznie, że taki blady i surowy... Pomyślałam, pogłówkowałam i przypomniałam sobie gdzie trzymam barwniki spożywcze. Oczka zabarwiłam na czarno, ciałko obsmarowałam na czerwono... Zagotowałam osoloną wodę... Pozostało jedynie nadać rybciowi imię - "Franc będzie Ci na imię"
Szczęśliwy Franc stęskniony wody (w końcu rybciem jest, czyli pływać uwielbia) wylądował w garnku. Wnętrze garnka wypełniła truskawkowa czerwień... Ale cóż to? Skarży się rybek, że ogonek uwiera i boli... jakoś dziwnie się podwinął... "Poczekaj zaraz go poprawię"... wielgachna łycha cedzakowa ląduje w garnku... "Już, cierpliwości, powolutku...o... już prawie..." Aaaaaaaaa!!!Nie!!! Jak to się mogło stać?! Rybek pływa i płacze a ogon dryfuje osobno...
Sprawdzam, czy da się coś zrobić, ale ciasto już ugotowane i nie chce się skleić... Franc musiał pogodzić się ze swoją stratą, został rybkiem bez ogona...
Ale, przynajmniej do sesji mu go przymocowałam :)
Przedstawiam Wam bohatera historyjki. Poznajcie Franca :)
Mój bidulek
Pierogowy Franc powstał specjalnie na zabawę u Marty, przy okazji przygotowywania obiadu (pierogów) :)
A teraz jeszcze przyznam się, skąd akurat kolor i imię rybki. Przedstawiam Wam naszego domowego pupilka :)
Poznajcie prawdziwego Franca. Oryginał całe szczęście ogon ma na miejscu. Choć ostatnio nieźle wyszkubany przez glonojada. Tak se razem żyją w jednym akwarium i co jakiś czas jeden drugiemu dokuczy ;)
Pozdrawiam Was cieplutko :)
No to Ci Franc, ten pierogowy, dał do wiwatu, aż mu ogon utrąciłaś. Coś za bardzo chciałaś się popisać, i ciasto się zemściło. Historyjka wyszła bardzo ciekawie, wcale nie jest powiedziane, że umysł ścisły, to nie może puścić wodzy fantazji, jeszcze zgrabnie opisałaś rybcia. Dobrze, że przynajmniej oryginał w akwarium, ma się dobrze.
OdpowiedzUsuńJak tak spojrzałam na surowego jeszcze to mi się skojarzyło z tym naszym akwariowym. A ja to taka zdolniacha kulinarna ostatnio jestem, że zawsze coś zepsuje :/ no nic na to nie poradzę, ale co tam, trzeba się pośmiać nawet z siebie ;)
UsuńNo zdecydowanie jestem na Tak rybek jak najbardziej fotogeniczny jest , a na fotce nie widac że bez oona, po cos mu go urwała !!!.
OdpowiedzUsuńWyszło piknie prawie jak oryginał. Powodzenia u Martusiu .
Dosiego i najlepszego ale gorszego od nastepnego Roku.
Dziękuję, ach, za cienko ogon wykroiłam, bo robiłam z pamięci. Ale chyba o to chodzi, żeby robić po swojemu ;) A nie chciałam ściemniać, że taki "cudny" wyszedł, przynajmniej jest wesoło ;)
UsuńOdlot....jutro zobaczę z laptopa:) pooglądać na spokojnie;) ciesze się ,) dziekuje;)
OdpowiedzUsuńHa, ha :-) Uśmiałam się, choć to niby horror! Za ten kolor, imię i ogon, to masz u mnie 100 punktów :-)
OdpowiedzUsuńHihi, głupawkę miałam jak robiłam i pisałam ;)
UsuńDzięki :)
Pierwszy raz widzę coś takiego i jestem pod wrażeniem! Franc jest cudny, nawet bez ogona. A "opowiadanie" przeczytałam z przyjemnością i z uśmiechem. Cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKochana ubawiłam się na maksa :) o to mi chodziło ....dołączyłam się do obserwatorów:)....CUUUUUDOOOOOOOWNNNA Rybunia:) a kolor pierwsza klasa
OdpowiedzUsuńCieszę się, dziękuję :)
UsuńPełen horror i to w kolorze!
OdpowiedzUsuń"Lśnienie" przy tym to kreskówka ;-)
Szkoda, że flaczki jeszcze przy tym nie wylazły... a właśnie z czego są flaczki? Tak bardziej z ciekawości pytam niż z niewiedzy :-)
Haha flaczki....
UsuńNo jak to flaczki mięsne były :)
a u mojej były kaszaniaste ;-)
Usuńha ha ha- rewelacyjna historyjka, z zacięciem napisana-nie narzekaj! Franc wyszedł cudnie! Nawet bez ogonka! BRAWO!
OdpowiedzUsuń