miesiąc się kończy, a ja ciągle bez pomysłu na styczniowy biały kolor.
W końcu coś tam wymodziłam. Wiem, szefowa, trochę na łatwiznę poszłam, ale mi się Księżna przyda. Powstała z resztą już jedna dla niej towarzyszka (w innych już kolorach), w planach przynajmniej jeszcze jedna. Na razie stoją sobie obie w wazonie. Tak, w wazonie, bo księżna jest kwiatkiem. Pisałam Wam już, że polubiłam foamiran? Wróciłam więc pamięcią do moich pierwszych warsztatów i powstała moja Księżna w bieli. Miała być biel z szarością, więc białe płatki pocieniowałam szarym. Kropki, choć trudno uwierzyć, są zrobione ciemno szarą farbą. Mam nadzieję, że szefowa mi te pręciki i kilka listków wybaczy i Stefan przełknie bez żadnych problemów ;)
Zapomniałabym jeszcze o upodobaniach. Od maleńkości mama wpajała mi miłość do jasnych kolorów i tak mi do dzisiaj zostało. Lubię biel. Białe letnie sukienki, spodnie, bluzki (choć nie raz z jakimś motywem). Jak wprowadzaliśmy się do naszego mieszkanka, to ściany pokoi też mieliśmy bieluśkie (pojawienie się biegającej Werki szybko zmieniło nasze podejście do śnieżnobiałych ścian :P). Co do samego kokosu. Hmmm... raczej jest mi obojętny, lubię ciasto kokosowe, lubię kokos w makówkach, lubię kokosowe wafelki, ale żyć bez nich potrafię ;) No, dobra Raffaello - temu oprzeć się nie potrafię ;)