Witam Was nocną porą...
dzisiaj będzie dużo oglądania, bo ja znowu zdecydować się nie mogłam... ;)
Zostałam poproszona o zrobienie czegoś na ślub. Stanęło na boxie, ale, uwaga, najlepsze, że na wykonanie całe 3 dni (w moim przypadku wieczory). Od razu miałam już zarys w głowie i oczywiście, jakże by inaczej, trochę mnie poniosło... musiałam podganiać pracę w dzień...
Założenie, ma być delikatnie, więc zanurkowałam w te moje papiery (na zakupy czegokolwiek czasu przecież nie było - dobrze mieć zapasy ;)) Znalazłam żółto-kremowe papiery z Galerii Papieru bodajże Świeżo Malowane II, ale głowy se nie dam uciąć, po prostu już nie pamiętam...
Zależało mi, żeby było wyjątkowo, więc jako ozdobę, postawiłam na quilling.
Na niektórych zdjęciach brakuje perełek, a to dlatego, że na pomysł ich przyklejenia wpadłam w trakcie sesji i to była taka "kropka nad i" ;)
A teraz pora na gwóźdź programu, czyli środek. Nie chciałam środka na płasko, bo skoro box, to musi być coś w 3D, przynajmniej ja tak lubię, pozostało tylko pomyśleć, co... No i wymyśliłam... z kawałków papierów posklejałam torcik, taki dwupiętrowy, żeby za bardzo nie szaleć (haha). I tak otrzymałam śnieżnobiałego papierowego torcika. Przewracałam go w łapkach, a pomysły się kłębiły... w końcu dorwałam dwie z moich trzech (ogromne zapasy hehe) mgiełek i wylądowałam z torcikiem na balkonie pięknie się potem błyszczał, balkon oczywiście ;)). Spryskałam najpierw delikatnie perłową czerwoną (prawie różową) mgiełką a potem już trochę bardziej - złotą. I otrzymałam torcik w ciapki... Jako, że zakochałam się w mikrokuleczkach (o czym pisałam już w poprzednim poście), wylądowały też na torciku, potem jeszcze tylko perełki w płynie. Mimo tylu ozdób, nadal wydawał mi się jakiś taki biedny... No i jak myślicie, co ta zwariowana mamuśka postanowiła? Ano, złapała za igłę i paseczki i ukręciła z 0.5 cm złotych pasków dwie obrączki. Wylądowały na czubku, ale dalej mi było mało, więc pojawiła się i wstążeczka, a potem jeszcze kwiatuszki i zawijaski. W końcu, po tylu "zabiegach", stwierdziłam, że efekt jest zadowalający. Pozostało przytwierdzić go do boxa i wydrukować teksty. Ale jak to tak, taki "wypaśny" torcik i zwykły biały papier? No nie może być... Szybko zrobiłam sobie taki idealnie pasujący. A jak? Bardzo prosto... Wzięłam kartkę bloku technicznego i znowu wylazłam na balkon ze złotą mgiełką... kilka psiknięć i gotowe. Jako, że były już godziny nocne - drukarka stwierdziła, że o tej godzinie współpracować z takim papierem nie będzie i zastrajkowała... ale się nie poddałam... zrobiłam sobie kolejny arkusz i za drugim razem poszło gładko :)
Mimo złotych połysków dalej jakoś biednie mi było, więc dorobiłam jeszcze kilka kwiatuszków i zawijasków. Z pozostałości mgiełkowego papieru skleiłam kopertkę na prezent... Ufff gotowe... i szczerze na ostatnią chwilę ;)
Gratuluję tym, co przebrnęli przez ten mój długi wywód, teraz już chwalę się moim środeczkiem :)
Znajomy zadowolony, ja z siebie dumna (choć tak nie do końca, ale dlaczego niech to pozostanie już moją słodką tajemnicą ;)), a co Wy na to?
Wszyscy domownicy już śpią, pora i na mnie, dobranoc, do następnego razu...
paaa
Przepiękny boks ślubny, jestem pełna podziwu i zachwytu.
OdpowiedzUsuńTo ja poproszę na diecie o taki torcik....
OdpowiedzUsuńAle poszalałaś! Boxik śliczny i tort na wypasie!
OdpowiedzUsuńWiki, już Ci pisałam, to co robisz " na za 5 dwunasta", wychodzi świetne. Skoro uważasz, że i tak nie jesteś zadowolona, może czas pomyśleć o przewartościowaniu swoich niedoskonałości.
OdpowiedzUsuńBox zrobiłaś super, torcik własnoręcznie "upieczony", nie żaden gotowiec, idealny dla tych co na diecie.)
Na zewnątrz świetnie udekorowany, w środku bogato, tort ciekawy choć kolorystycznie trochę nie w moim stylu :) cała praca wygląda bardzo ładnie :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń